Krata do więzienia podnosiła się powoli. Jakby chciała spotęgować napięcie jakie towarzyszyło więźniom przy każdej wizycie namiestnikowej straży. Co ich tu sprowadza? Zaciągną nas do roboty? Będą bić dla zabawy? Co tym razem? Przewijało się przez głowy więźniów, którzy z rosnąca obawą spoglądali jak cień rzucany przez kratę powoli podnosi się wraz z nią odsłaniając grupę strażników z czaszką na czarnym materiale okrywającym zbroje. Wpadli między nich wrzeszcząc.
- Na kolana brudasy!
- Łapska do góry!
Przyszli najgorsi, Tomas, Mert i sam Gartan ale na murach widzieli też kilku innych z łukami.
- Wyłazić z szałasów!
- Ruszać się! Ruszać!
Bili pałkami na prawo i lewo. Nowych, hardych co jeszcze nie dostali dostatecznej liczby batów aby zmądrzeć i spokornieć, i tych już pogodzonych z losem, klęczących z rękami w górze.
- Przeszukać ich! Wszystkich! Zobaczymy co tam przemycili z ostatniej roboty w lesie.
Kilku pobladło. Zaczęło się nerwowe zerkanie na sąsiadów. Straż nie reagowała, delektowała się zapachem strachu jaki coraz intensywniej wypełniał więzienie.
- Patrz, ten to się zesrał! Haha!
- Niech nie myśli, że to go uratuje przed przeszukaniem – odkrzyknął Mert – zdejmuj gacie!
Ktoś nagle zerwał się i zaczął wspinać po kracie. Armin, obok którego więzień przebiegł z szerokim uśmiechem patrzył na wchodzącego coraz wyżej więźnia. Spojrzał w górę, na stojącego na murze Marcusa. Już napinał łuk. Świst, jęk i głuche uderzenie ciała o piasek więzienia.
- To jednego mamy z głowy – powiedział i wrócił do przeszukiwania starego Gotlunga.
- Hej ty tam! – nagle wrzasnął Gartan – co to jest! To proca! Skąd ja masz?!
- Nie wiem Panie, ktoś mi ją podrzucił! – wyjęczał niewolnik.
- Niby jak?! Gadaj jak ją przemyciłeś!
- To nie ja Panie, nie ja!
- To kto? Gadaj ścierwo!
- Nie ja, nie ja! Panie, nie ja!
- Tomas! Mert! Brać go! Brać ich wszystkich na dziedziniec!
Strażnicy złapali niewolnika za ręce i wyciągnęli za mury więzienia. Szli w górę w stronę twierdzy namiestnika.
- Ruszaj się!
- Panie ale te kajdany przy nogach… nie mogę szybciej.
- Szybciej powiedziałem!
Minęli bramę i kaplicę aż zza rogu ukazała się im szubienica.
- Nie! Nie! – próbował się wyrwać z żelaznego uścisku strażników – To nie ja! Jestem niewinny.
- Morda! I ruszaj na górę.
- Ale to nie ja… - dostał pałką w plecy.
- Gówno nas obchodzi kto! Idź!
- Na kolana psie! – krzyknął Gartan, który do tej pory szedł za nimi, gdy stanęli pod szubienicą – Gadaj! Skąd masz proce i kamienie?
- Nie, nie, nie!
- Mów do diabła bo zawiśniesz już teraz! A jak powiesz to zawiśniesz dopiero jutro! Mów!
-To niee jaa! – krzyknął zrozpaczony! – Ja nic nie wiem Panie, lito... – dostał pałką w głowę aż stracił przytomność.
- Przyprowadzić następnych, w końcu któryś cos powie! Mert! Do mnie!
- Panie? – skłonił się przed Namiestnikiem.
- To twoja wina Mert! Jak ich pilnowałeś? Jesteś niekompetentnym idiotą!
- Tak Panie.
- Masz się dowiedzieć kto i jak przemycił broń do więzienia! A jak się nie dowiesz - ściszył głos - to sam zawiśniesz. Rozumiesz?
- Rozumiem.
- Idę z Tomasem po następnych. Tomas! Tomas do cholery! Do mnie! Idziemy po więźniów!
Mert spoglądał za odchodzącym Namiestnikiem z zaciśniętymi zębami.
- Skurwiel – splunął na ziemię, spoglądając na nieprzytomnego – dowiem się kto był taki głupi i to on zawiśnie. Nie umrę za jakiegoś brudasa.
Po krótkim czasie pod szubienicę doprowadzono kolejnego niewolnika.
- Na kolana łachudro i gadaj – Mert przylał mu żelazną rękawicą w twarz – skąd proca? Skąd kamienie do niej?
- Nie wiem.
- Kto przemycił? – przywalił niewolnikowi ponownie – jak to zrobił?
- Nic nie wiem Pan… - cios pałką ogłuszył go.
- Jak oprzytomniejesz to może sobie coś przypomnisz.
Przesłuchiwał tak każdego. Bliskich śmierci odstawiano do drewnianej zagrody pod wzgórzem z szubienicą. Nikt nic nie chciał mówić. Nikt nie chciał się przyznać. Nikt nie chciał umrzeć. Mert tracił cierpliwość i czuł coraz większy uścisk na gardle.
- Gadać psie syny! – bił kolejnych bez opamiętania – Potopię was jak się zaraz nie dowiem!
Nie miał litości dla nikogo. Niektórych nawet nie próbował pytać. Bił do nieprzytomności, a pozostali odciągali nieprzytomnych i wrzucali do zagrody. Powoli zaczynał zapadać zmierzch.
- Mert, dowiedziałeś się czegoś? – zapytał Gartan.
- Nie Panie, żaden nie chce gadać – odpowiedział wycierając rękawice z krwi.
- Głupcze! Do niczego się nie nadajesz! WSZTSKO MUSZĘ ROBIĆ SAM! Zejdź mi z oczu łachudro! – uderzył strażnika i odwrócił do klęczącego więźnia.
Mert zszedł na dół gdzie Tomas właśnie przyprowadzał ostatniego więźnia.
- Musimy z tym skończyć Tomas – wyszeptał Mert.
- Co? Z czym?
- MERT! – krzyknął Gartan! – dość tego! Wybierz mi jednego niewolnika, zaraz go powiesimy, może wtedy zaczną gadać! I nie myśl, że o tobie zapomniałem!
- Ufasz mi? – zapytał cicho stojącego obok strażnika Mert.
- Co ty chcesz zrobić? – dopytywał się Tomas.
- Mert do diabła ile mam czekać? – darł się namiestnik - Dawaj tamtą dziewkę!
Strażnik złapał dziewczynę z ramię i poprowadził w stronę szubienicy. Szedł powoli w kierunku miejsca kaźni i kata. Gartan wyglądał jak demon. Na tle czarnego nieba, z wiszącym za głową sznurem i rozpalonymi w około ogniami.
Zbliżała się ta chwila, szansa. Kto wie może jedyna. Nie może się wahać. Musi działać. Myślał nerwowo Mert. Wprowadził Slavardkę na szubienicę. Gartan spojrzał gniewnie na Merta i odwrócił się. Ustawił dziewczynę pod sznurem.
- Teraz. Teraz jest ten moment – pomyślał powoli wysuwając miecz z pochwy.
- Zdychaj łajzo! – wykrzyczał wbijając ostrze w plecy Gartana – dość Twoich rządów! – zadawał kolejne ciosy, dopóki ciało nie opadło na deski.
- Mert! Co to było! Coś ty zrobił?! – straż ogłupiała.
- Oszalałeś?! Zabiłeś Namiestnika!
- Cisza! CISZA! Teraz ja! Mert! Jestem Panem tego zamku! I rozkazuję go oczyścić! Wybić więźniów!
Nawykli do wykonywania rozkazów, strażnicy odruchowo wyciągnęli miecze. Otworzyli zagrodę. Niewolnicy słysząc i widząc co się dzieje nie czekali. To była też ich szansa. Gdy otworzyły się wrota wybiegli na dziedziniec zamku. Niektórzy próbowali walczyć ze strażą. Inni chowali się po zakamarkach twierdzy. Ale większość znalazła drogę ucieczki.
Drogę do wolności.